sobota, 17 marca 2012

Znowu dałam się nabrać... Recenzja książki "Smocze zęby"

Po raz kolejny sięgnęłam po książkę opatrzoną magicznym słówkiem „pastisz”. Sięgnęłam z nadzieją na dobrą zabawę, szczególnie, że taką zapowiadał opis na okładce. I niestety po raz kolejny poczułam się zniechęcona do wszystkich książek, naśladujących inne czy też je parodiujących.
Smocze zęby to kolejna w dorobku pisarskim książka hiszpańskiego twórcy, Juana Eslava Galána. Zadebiutował on w 1982 r., nieprzetłumaczoną na język polski, powieścią Leyendas de los castillos de Jaén. Od tego czasu zajmuje się pisaniem utworów z pogranicza literatury historycznej i fantasy. Wszystkie one, tak jak i Smocze zęby są świetnie utrzymane w realiach epoki. W recenzowanej przeze mnie książce autor zabiera nas w czasy krucjat, wplątuje w walkę pomiędzy Saladynem a Ryszardem Lwie Serce i Filipem II. Dokłada do tego jeszcze podstępnych wyznawców Abominacji , którzy czają się po kątach i chcą odnieść jak największe korzyści.
Książka ta to opowieść o przedziwnej drużynie składającej się z byłego templariusza; kapłana- czarownika opętanego wątpliwościami i podszytego tchórzem; przyszłego rycerza; zdolnego złodzieja, wyposażonego w magiczne narzędzia; „lubiącego kobiety” krasnoluda oraz cudownie uratowanych półelfki z charakterem i niezbyt rozgarniętego orka. Zbieranina ta wyrusza na poszukiwanie dwunastu smoczych zębów, które pomogą zapanować nad światem. Oczywiście w tym samym czasie na ten pomysł wpada jeszcze jeden czarodziej, czciciel Abominacji, który do swoich celów werbuje kolejnego byłego templariusza. Fabuła prosta jak konstrukcja cepa, pozwalająca na pokazanie różnorodności postaci. Niestety autor nie wykorzystał tej możliwości. Zamiast mieszanki wybuchowych charakterów mamy osobowości dość płaskie, nie odróżniające się od siebie w szczególny sposób.
Zdecydowanie więcej uwagi autor poświęcił miejscom odwiedzanym przez poszukiwaczy. W książce mamy dość dokładne opisy Konstantynopola czy Wenecji, które doskonale oddają charakter miasta. Ogólnie autor lubuje się w opisach. Dowiadujemy się jak wyglądał każdy las, przez który gromada przechodziła, co jedli na poszczególne posiłki i na wykonanych z jakiego drewna pryczach spali. Momentami dodaje to kolorytu opowieści, momentami bywa irytujące. Na szczęście tych pierwszych „momentów” jest więcej.
Sama fabuła oprócz prostoty grzeszy jeszcze schematycznością, powtarzalnością scen, chaotycznością a przede wszystkim brakiem obiecywanego na okładce humoru. Mimo powyższych zarzutów akcja toczy się dość warto, potrafi czasem zaskoczyć. Myślę że Smocze zęby są książką, która mogłaby spodobać się miłośnikom powieści przygodowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz