wtorek, 2 października 2012

Kto opanuje świat? "Pasażer do Frankfurtu"


Kiedy sir Stafford Nye spotyka na lotnisku we Frankfurcie kobietę proszącą go o pomoc nie wie, że w ten sposób wplątuje się w międzynarodową aferą. Tajemnicza nieznajoma jest pracownikiem brytyjskiego wywiadu przewożącym do kraju ważne informacje. Prosi ona sir Stafforda żeby użyczył jej nie tylko peleryny, ale i tożsamości.

Gdyby dyplomata pozostał tylko przy tym dżentelmeńskim geście cała historia zakończyłaby się na odesłaniu pożyczonego płaszcza. Jednak zaraz po powrocie daje on ogłoszenie, w którym prosi Pasażera do Frankfurtu o kontakt. Od tego momentu staje się on jednym z uczestników szeroko zakrojonego śledztwa.

Pasażer do Frankfurtu to typowa powieść szpiegowska. Mamy więc grupę dążącą do objęcia władzy nad światem. Do swoich celów mają zamiar wykorzystać młodych ludzi. Żeby przekonać ich do swojej ideologii rzucają nośne hasła, wystawiają mówców, którzy potrafią oddziaływać na publikę czy w końcu wreszcie szafują narkotykami. Dążą oni do odrodzenia nazistowskich idei. Stąd też zapewne w książce pojawia się wątek uratowanego z wojennej zawieruchy Hitlera, który dokończył swoje życie w Argentynie wcześniej płodząc idealnego "Aryjczyka".  Po drugiej stronie barykady stoi nieformalny zespół złożony nie tylko z przedstawicieli władzy i tajnych służb, ale również naukowców czy emerytowanych polityków. Jego częścią staje się Nye, który wraz z Mary Ann (tajemniczą pasażerką) zostaje wysłany w podróż po świecie aby ocenić jak naprawdę kształtuje się sytuacja. 

Bohaterką, która bardzo przypadła mi do gustu (może dlatego, że w pewien sposób przypomina pannę Marple) była ciotka Matylda, krewna Stafforda. Była to urocza starsza dama, bardzo gadatliwa i roztrzepana- typowa, stęskniona za towarzystwem staruszka. Jednak z każdą kolejną stroną okazywało się, że zna ona wszystkie liczące się na świecie osoby, różnorakie tajemnice, a także, że jest w stanie sama włączyć się w śledztwo i osiągnąć zaskakujące rezultaty. 

Pasażer do Frankfurtu zdecydowanie nie jest typowym kryminałem Agaty Christie. W ogóle nie jest kryminałem. I mimo, że byłam o tym uprzedzona poczułam rozczarowanie. Nie chodzi tu o brak jednego ze znajomych detektywów, ale raczej o to, że trochę się w tej powieści gubiłam. Co chwila poznajemy coraz to nowych bohaterów, teorie spiskowe, sposoby działania rozmaitych broni i jakoś tego wszystkiego było dla mnie za dużo. Poza tym, w przeciwieństwie do kryminałów Christie, fabuła tej książki w żaden sposób mnie nie wciągnęła. Owszem było to dość przyjemne czytadło, ale jedno z tych których treść zapomina się od razu po odłożeniu na półkę.

Zdecydowanie nie polecam książki tym, którzy dopiero zaczynają poznawać twórczość Agaty Christie. Chyba, że bardziej od kryminałów lubią powieści szpiegowskie. 

2 komentarze:

  1. Ja czytałam i nie byłam rozczarowana, bardzo mi się ta książka podobała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zdecydowanie wolę typowe kryminały także nie dostałam tego czego pragnęłam :)

      Usuń