piątek, 19 października 2012

Stewardesa na Manhattanie. "Dobry adres"


Czy stewardesa może bogato wyjść za mąż i wprowadzić się do najbardziej luksusowego budynku w Nowym Jorku? Może, ale nie powinna spodziewać się ciepłego przyjęcia przez miejscowe wyższe sfery...

Kiedy Melanie poznała Arthura wiedziała, że jest on zamożny. Jak bardzo dowiedziała się kiedy zamieszkali w 800-metrowym apartamencie przy Park Avenue. Od samego początku małżeństwa postanowiła stać się godną następczynią jego byłej żony, Diandry. Uosobienia klasy, szyku i elegancji. Jednak jej próby przemiany w kogoś kim nie jest nie tylko spełzały na niczym, ale wręcz odnosiły odwrotne skutki i Melanie staje się jedną z najbardziej unikaną z osób.

Jednak Dobry adres to nie tylko historia Arthura i Melanie. To opowieść o losach kilku rodzin mieszkających w tym samym budynku. Oprócz nich poznajemy jeszcze państwa Vance'ów (Morgan ukrywa przed żoną romans z gorącą latynoską, zaś Cordelia spędza dnie ze stylistą- gejem uwielbiającym sado-maso), młodą singielkę Oliwię West (niedawno napisała powieść, która stała się bestsellerem, teraz stara się napisać kolejną, a przy okazji zawraca w głowie wszystkim mężczyznom), zdziecinniałą miliarderkę Emmę Cockpurse (jej głównym zajęciem jest paradowanie po budynku w negliżu lub bez) oraz mademoiselle Oeuf (suczkę, która otrzymała w spadku apartament wart 10 milionów dolarów). Oprócz nich są jeszcze dwa odźwierni komentujący życie, które obserwują oraz moje ulubienice: Joan i Wendy (największe plotkary i najzłośliwsze żmije w Nowym Jorku).


Autorki zabierają nas do różnych mieszkań czy na oficjalne imprezy. Pokazują próby ukrycia zdrady przed małżonkiem, uzyskania sławy czy zachowania urody, a także nudę panującą na przyjęciach. Dobry adres to kalejdoskop, w którym możemy ujrzeć, mam nadzieję, że bardzo przejaskrawione, migawki z życia wyższych sfer. 

Jednocześnie autorki zdecydowanie postarały się o stworzenie całego zestawu nietuzinkowych postaci. Umieszczenie ich w jednym, tak naprawdę niewielkim, światku prowadzi czasem do wybuchów, ale jednocześnie zapewnia, że czytelnik nie nudzi się nawet przez moment.

Do tej pory nie miałam do czynienia z duetem autorskim Karasyov- Kargman. Czytałam za to kiedyś książkę drugiej z pań Mamzille- Mamuśki z Manhattanu. Jest to tak poprawiająca humor książka, że wracam do niej dość często. Podobnie jest z Dobrym adresem. Nieporadność Melanie, jej usilne próby wkupienia się do towarzystwa, zabieganie o akceptację nie mogą nie budzić uśmiechu.

I właśnie taka cała jest ta książka. Pogodna, barwna, wciągająca. Momentami złośliwa, czasem zaskakująca. Idealna lektura na nadchodzące jesienne wieczory. Dla wszystkich, którzy pokochali "Nianię w Nowym Jorku" czy "Seks w wielkim mieście".

2 komentarze:

  1. Pachnie mi trochę książkami Lauren Weisberger, a te nie wszystkie były udane. Ale że lubię takie opowieści o bogatych i zepsutych to chętnie przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię takie "nowojorskie odmóżdżacze". Ten jest zdecydowanie bardziej pogodny od "Diabeł ubiera się u Prady", ale chyba bardziej podobały mi się wspominane "Mamzille".

      Usuń