czwartek, 31 stycznia 2013

Nietypowe trofea. "Granice szaleństwa"

Tak to już jest, że jak wpadnę w sidła twórczości konkretnego pisarza to staram się przeczytać od razu wszystkie jego książki Stąd też lektura kolejnego thrillera Alex Kavy.

Tym razem agentka Maggie O'Dell w śledztwo w sprawie seryjnego mordercy wplątuje się przypadkiem i wbrew woli zwierzchników. Właśnie miała ona zacząć urlop kiedy jej przyjaciółka, psycholog Gwen Patterson zadzwoniła do niej z prośbą o pomoc w odnalezieniu jednej z pacjentek. Kobieta udała się do Connecticut, od tego czasu jedyna wiadomość jaką Gwen od niej miała dotyczyła spotkania z internetowym znajomym. 

Maggie lekceważy obawy przyjaciółki aż do momentu kiedy dociera do niej informacja o znalezieniu w tamtym rejonie, w opuszczonym kamieniołomie licznych beczek z ludzkimi zwłokami. Agentka postanawia wtedy włączyć się w lokalne śledztwo. Tym razem jednak znalezienie klucza według którego morderca wybiera swoje ofiary będzie trudniejsze niż zwykle.

Po raz kolejny Alex Kava mnie nie zawiodła. Fabuła była wciągająca i trzymająca w napięciu, zaś zagadka trudna do rozwiązania. Cieszę się, że autorka nie popada w schematy i, pomimo tego że Granice szaleństwa to trzecia jej książka czytana przeze mnie w tym miesiącu nie miałam wrażenia wtórności. Oczywiście Alex Kava sięga po sprawdzone zabiegi takie jak przeskakiwanie z miejsca na miejsce i przedstawianie nam historii w krótkich epizodach, ale powtarzanie środków nie sprawia, że powtarza treści. Muszę przyznać, że nie tylko przypadł mi do gustu jej styl pisania, ale z każdą kolejną książką mam wrażenie, że jest to przemyślany zabieg podnoszący napięcie.

Każdy z powołanych do życia przez autorkę morderców jest absolutnie wyjątkowy, dlatego czytelnik nie rozwiązuje zagadki po kilkunastu stronach, a w napięciu czeka do końca. Miałam przy tym wrażenie, że Granice szaleństwa były okraszone zdecydowanie większą dawką humoru niż czytane wcześniej przeze mnie powieści. Co nie zmienia faktu, że książka wcale pogodna nie jest.

Za to zdecydowanie jest godna polecenia. Podobnie jak cała twórczość Alex Kavy.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle 


poniedziałek, 28 stycznia 2013

Juana la Loca. "Ostatnia królowa"

Pamiętacie nietypowego, trochę nieogarniętego szpiega, Brendana Prescotta? Przy okazji pisania o jego przygodach na dworze Tudorów wspominałam o fascynacji C.W. Gortnera kobietami, które nie bały się władzy. Jednym z efektów tej fascynacji jest powieść Ostatnia królowa.

Powieść ta to wspomnienia spisane przez Joannę Szaloną w ostatnich latach życia. Bohaterka, zdając sobie sprawę z tego, że historię piszą mężczyźni, postanawia pozostawić po sobie dokument, który będzie zadawał kłam pogłoskom o jej szaleństwie i prezentował jej prawdziwe oblicze.

Poznajemy ją jako małą dziewczynkę, córkę Izabelli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego. Już od początku chce ona decydować o swoim losie i nie poddaje się sztywnej, hiszpańskiej etykiecie. Początkowo bardzo sprzeciwia się małżeństwu z księciem Flandrii Filipem Pięknym, ostatecznie zgadza się na nie jedynie dla dobra Hiszpanii. Wbrew oczekiwaniom w związku tym znajduje miłość i pożądanie. Nie spodziewa się jednak, że od tych gorących uczuć bardzo blisko jest do nienawiści, która zatruje większość jej życia.

Początkowo bohaterka mnie do siebie nie przekonywała. Wydawało mi się, że autor jakoś nie radzi sobie z tęsknotami zagubionej dziewczynki czy zbuntowanej nastolatki. Zmieniło się to z chwilą kiedy wyszła za mąż. Od tego momentu postać ta staje się coraz bardziej wyrazista, żeby później zaskoczyć siłą i zdecydowaniem. C.W. Gortnerowi doskonale udało się oddać jej początkowe zagubienie w misternej sieci kłamstw jaka została wokół niej upleciona. Przerażające było patrzenie jak wszyscy ci, którym ufała i których kochała zamieniają się w potwory. Autor ukazuje nam bohaterów bez upiększania czy wybielania. Jest w swoich opisach dosadny, a momentami wręcz brutalny.

Muszę przyznać, że sam autor jest dla mnie zagadką. Niesłychanie poważnie podchodzi on do swojej pracy poświęcając czas na dotarcie do źródeł historycznych. Ostatnia królowa powstawała przez sześć lat. W tym czasie C.W.Gortner dotarł m.in. do oryginałów relacji pisanych przez opiekuna królowej podczas jej ostatniego uwięzienia czy listów hiszpańskich grandów. Dlatego też czytelnik czuje, że postaci i miejsca o których czyta są realne, prawie namacalne. 

Ostatnia królowa to książka przesycona silnymi emocjami. Niestety raczej tymi negatywnymi. Pomimo tego że nie znajdzie się tam zbyt dużej dawki optymizmu czy humoru nie da się o powieści powiedzieć, że jest ponura. Jest taka jak Hiszpania tego okresu: gorąca i pełna namiętności.

Jak łatwo się domyślić Ostatnia królowa to na pewno nieostatnie moje spotkanie z powieściami C.W. Gortnera. Już nie mogę doczekać się kolejnego.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję: Grupie Wydawniczej Publicat





Książkę zgłaszam do wyzwania: Czytamy książki historyczne


czwartek, 24 stycznia 2013

Pączek narzędziem zbrodni. "Zabójczy wirus".

Zabójczy wirus to moje drugie, i na pewno nie ostatnie, spotkanie z Alex Kavą. Pochwalne peany na temat czytanej przeze mnie wcześniej książki tej autorki możecie znaleźć tutaj.

Tym razem wszystko zaczyna się od niewinnych pączków. Do siedziby FBI trafia przesyłka z tymi słodkościami, na jej dnie znajduje się bezsensownie brzmiący liścik z adresem, godziną i kilkoma oderwanymi groźbami. Kiedy we wskazane miejsce udają się zastępca dyrektora FBI Cunningam i agentka Maggie O'Dell odkrywają, że będą mieli do czynienia nie z atakiem bombowym jakiego się spodziewali, a z biologicznym.W domu, do którego zostali wysłani natrafiają na leżącą prawie w agonii kobietę i jej córeczkę. Kontakt z nimi może okazać się dla agentów tragiczny w skutkach. Zostają oni odseparowani od otoczenia i poddani obserwacji. W tym czasie Maggie zaczyna rozpracowywać zabójcę wysyłającego do przypadkowych ofiar wirusa ebola. Szybko odkrywa, że nic nie jest tak przypadkowe jak się wydaje, zaś inspiracją dla mordercy były wcześniejsze, głośne zbrodnie.

Po raz kolejnym mamy do czynienia z zabiegiem przeskakiwania fabuły z miejsca na miejsce. Domyślam się już powoli, że jest to jedna z cech charakterystycznych książek Alex Kavy. Te krótkie migawki jednocześnie dostarczające czytelnikowi wskazówek i nie pozwalające zbyt długo skupić się na jednym aspekcie sprawy jedynie potęgując napięcie, które staje się jego udziałem podczas lektury. Zaletą tych krótkich rozdziałów jest również to, że nie pozwalają na zanudzenie czytelnika ilością szczegółów i opisów. Dostajemy wszystkie niezbędne żeby wczuć się w klimat informacje, a jednocześnie nie jesteśmy zasypywani nadmiarem drobiazgów.
Przyznam się, że tym razem nie miałam żadnych przeczuć co do osoby zabójcy. Fabuła była tak zagmatwana, że zakończenie było dla mnie zaskoczeniem co cenię sobie w tym gatunku literatury. Fikcję literacką autorka wzbogaciła informacjami o prawdziwych zabójcach, ich sposobie działania czy wskazówkach, które pozostawiali.

Mam wrażenie, że twórczość Alex Kavy staje się dla mnie takim samym pewnikiem jak książki duetu Lincoln i Child. Po jedne i drugie mogę sięgać w ciemno. 

Recenzję zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle 

 

wtorek, 22 stycznia 2013

Dziennik morderczyni. "Lukrecja Borgia"

Co prawda historia już dość dawno zrehabilitowała postać Lukrecji, ale w dalszym ciągu kojarzy nam się ona przede wszystkim z morderczynią. John Faunce pokazuje nam inne jej oblicze.

Narratorką książki jest sama Lukrecja. Dożyła już ona sędziwego wieku i postanawia spisać swoje wspomnienia, aby potomni nie zapamiętali jej tylko w sposób przedstawiany przez legendy. Z jej pamiętnika wyłania nam się postać zaskakująca. Na początku jest to wrażliwa dziewczyna, której sielskie życie z kochającą rodziną zostało przerwane przez dzwony oznajmiające wybór Rodriga na papieża. Później mamy do czynienia z marzącą o miłości nastolatką, która podporządkowuje się woli ojca i brata i zawiera kolejne małżeństwa. Co dziwne w każdym z nich odnajduje szczęście i każdego z mężów darzy uczuciem.

Absolutnie bohaterka mnie do siebie nie przekonała. Tak samo jak nie przekonali mnie pozostali Borgiowie. Siedzący na papieskim tronie "papa" uznający siebie za zagubiony element boskiego czworokąta i traktujący Boga jako swoje odbicie i "złoty chłopiec" czyli Cezar, ogarnięty rządzą władzy i złota a jednocześnie przy tym pozbawiony ikry.

W ogóle powieść do najprzyjemniejszych w odbiorze się nie zalicza. Autor funduje nam długie, i nie zawsze barwne, opisy przyrody, malowideł, procesji. Wszystko jest takie niesłychanie spowolnione. Zarówno Rzymowi jak i Borgiom brakuje południowego charakteru.

Można przypuszczać, że poczułam się rozczarowana ukazaniem innej niż zazwyczaj historii Lukrecji i stąd moje negatywne wrażenia. Jednak już, recenzowane przeze mnie jakiś czas temu, Grzechy rodu Borgiów odmitologizowywały tę postać jednocześnie przypadając mi do gustu, zaś Lukrecja Borgia po prostu mnie nudziła.

Książka ta jest debiutem pisarskim aktora i reżysera, Johna Faunce'a. Mam wrażenie, że jest to również jedyna napisana przez niego powieść. Nie udało mi się znaleźć żadnych informacji mówiących w jakim stopniu opierał się on na źródłach, a w jakim, pełen egzaltacji, pamiętnik Lukrecji jest jego wymysłem. A szkoda.

Zdecydowanie nie będę polecać Lukrecji Borgii. Odradzać też nie gdyż może komuś się spodoba. Myślę jednak, że nie należy od niej zaczynać literackiej znajomości z rodziną Borgiów.


Książkę zgłaszam do wyzwania: Czytamy książki historyczne.

 

niedziela, 20 stycznia 2013

Oczy zwierciadłem duszy. "Łowca dusz"

Dlaczego szóstka młodzieńców wolała połknąć cyjanek niż poddać się agentom FBI? Skąd wzięli materiał wybuchowy wypełniający dom, w którym się znajdowali? Dlaczego detonator był poza ich zasięgiem? Czy coś łączy tę sprawę z zabójstwem córki senatora?

Te i inne pytania zadaje swojemu czytelnikowi Alex Kava. Wydaje się, że wspólny mianownik stanowi postać wielebnego Josepha Everetta, przywódcy sekty religijnej. Zadanie rozpracowania zbrodniarza zostaje przydzielone dwójce specjalistów od tworzenia portretów psychologicznych: Maggie O'Dell i R.J. Tullemu. Szybko okazuje się, że sprawa jest zdecydowanie bardziej skomplikowana niż początkowo się wydawało, zamieszani są w nią, w pewien sposób, bliscy agentów FBI, jedyny ocalały z masakry chłopak uznaje ich za wcielenie zła, zaś tropem mordercy podąża wścibski fotograf cały czas wyprzedzający policję.

Łowca dusz wciąga nas w makabryczny świat psychicznego podporządkowania. Świat, w którym strach, upokorzenie czy znęcanie mają stać się drogą do zbawienia. Trudno by mi było określić wielebnego Everetta mianem głównego bohatera książki, ale to wpływ jego postępowania widoczny jest niemal na każdej stronie i to jego postać determinuje zachowanie pozostałych.

Łowca dusz to powieść wielowątkowa. Jednocześnie ukazująca nam życie w zamkniętym obozie i sposoby działania sekty; człowieka, który marzy żeby zobaczyć moment uchodzenia duszy z ciała jak i dążenia agentów federalnych do zakończenia tego koszmaru. Autorka przeskakuje z miejsca na miejsce. W krótkich rozdziałach ukazuje nam migawki wydarzeń. Dzięki czemu nie patrzymy tylko na śledztwo. Czytelnik dostaje informacje, dzięki którym sam może pokusić się o rozwiązanie zagadki. Z jednej strony dawałam się wywieść na manowce, z drugiej miałam podejrzenia co do osoby mordercy. Jednak, pomimo że czułam iż mam słuszność, pisarka potrafiła zasiać we mnie niepewność.

Alex Kava jest autorką licznych thrillerów psychologicznych. Zasłynęła dzięki serii książek o agentce Maggie O'Dell. Jak na razie na cykl składa się dziesięć powieści. Niestety Łowca dusz nie jest książką otwierającą serię. Zdecydowanie jednak da się ją czytać nie sięgając po wcześniejsze.

Atmosfera, którą powieść jest przepojona sprawiła, że nie mogłam się od niej oderwać. I zdecydowanie wiem, że zostanę wierną czytelniczką thrillerów Kavy.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle.


piątek, 18 stycznia 2013

Romans na kółkach. "Pewnego razu w Paryżu".

Zima za oknem sprawia, że chętnie sięgam ostatnio po ciepłe komedie romantyczne. Tym razem padło na pisarski debiut Molly Hopkins Pewnego razu w Paryżu.

Będąca z zawodu przewodnikiem wycieczek po Europie autorka swoją bohaterką uczyniła nowicjuszkę w tym fachu: Evie. Dziewczyna niedawno straciła pracę i postanawia związać swoją karierę z branżą turystyczną. Dzięki "ulepszonemu" cv otrzymuje posadę przewodniczki weekendowych wyjazdów do Paryża. Jest tylko drobny problem: Evie nie zna Paryża, nie mówi po francusku za to uwielbia alkohol i zakupy. Już na początku sytuację zaognia fakt, że torebkę z dokumentami zostawiła w domu i do Francji zostaje przemycona. Tak się zaczyna jej gorący romans z przystojnym kierowcą autokaru Robem.

Pewnego razu w Paryżu niczym nie odbiega od komedii romantycznych, które mieliście okazję widzieć czy czytać. Mamy więc nietypową sytuację, wielki romans, jeszcze większą kłótnie i rozstanie oraz próby pogodzenia.Tę dość przewidywalną fabułę ożywiają postacie, które Evie spotyka na kolejnych wycieczkach. Urocze starsze panie cieszące się wdowieństwem, dogryzająca sobie para, podstarzały casanova itd. Jak dla mnie to właśnie te postacie tworzyły cały klimat książki. 

Niestety główna bohaterka nie zyskała mojej sympatii. Z jednej strony jest ona pewna siebie i pomysłowa, z drugiej skrajnie nieodpowiedzialna i uzależniona od alkoholu. Zapewne drink w ręku miał dodawać jej wdzięku, ale ten zabieg autorce nie wyszedł. I wcale nie piszę tego dlatego że szaleńczo zazdroszczę Evie paryskiego romansu.

Interesująca w Pewnego razu w Paryżu była za to możliwość podejrzenia pracy pilota "od kuchni". Molly Hopkins przez wiele lat pracowała jako przewodnik wycieczek po Paryżu i przy pisaniu książki posłużyła się swoimi doświadczeniami. Czytelnik ma okazję zobaczyć co robi obsługa wyjazdu w wolnym czasie, a także jak dorabia do pensji.

Jak już pisałam: fabuła jest lekka i przyjemna, postacie barwne zaś wydarzenia toczą się wartko i są zabarwione szczyptą humoru. Może nie jest to książka, do której będę wracać, ale czytało się ją bardzo sympatycznie.

sobota, 12 stycznia 2013

Stosy noworoczne

 

Pierwszy stos zawiera książki wypożyczone z biblioteki. Oprócz pierwszej od góry, która jest moim własnym nabytkiem.
1. Mark Lamster, Mistrz cienia: Rubens- malarz i dyplomata
2. Alex Kava, Łowca dusz
3. Andrzej Pilipiuk, Kroniki Jakuba Wędrowycza
4. Alyson Richman, Zakochana modelka. Ostatnia muza Vincenta van Gogha
5. Melissa Senate, Szkoła gotowania pod amorem
6. Joanne Harris, Dżentelmeni i gracze
7. Eleanor Herman, W łóżku z królem




Drugi z kolei to paczka świąteczna jaką otrzymałam od Grupy Wydawniczej Publicat. Muszę przyznać, że dawno mi nikt takiej niespodzianki nie sprawił. I w dalszym ciągu jestem pod ogromnym wrażeniem.
1. Markus Flohr, Gdzie sobota jest niedzielą
2. Philippa Gregory, Biała królowa
3. Philippa Gregory, Dziedzictwo
4. C.W. Gortner, Ostatnia królowa
5. Sally Bedell Smith, Elżbieta II. Portret monarchini
6. Agata Christie, Autobiografia


I na koniec smutna informacja. Mój komputer rozstał się nagle ze światem więc niestety dostęp do internetu mam trochę ograniczony. Co prawda dzięki temu więcej czytam, ale z pisaniem może być gorzej. Mam nadzieję, że w ciągu tygodnia ten stan ulegnie zmianie. Trzymajcie za to kciuki (tak samo jak za odzyskanie danych). Przy okazji: może możecie mi polecić/odradzić jakieś netbooki?

wtorek, 8 stycznia 2013

Gdzieś w Bretanii. "Nie będę Francuzem (choćbym nie wiem jak się starał)".

Czy da się przeżyć we Francji umiejąc powiedzieć tylko "oui", "non" i "merci"? Mark Greenside udowodnił, że tak, ale będzie to ciężka walka o przetrwanie.

Do Bretanii trafił on za sprawą swojej ówczesnej dziewczyny. Miał wtedy 47 lat i wcale nie chciał spędzać wakacji we Francji. Uległ jednak namowom i wynajęli wymarzony domek w niewielkiej bretońskiej wiosce. Co prawda jego związek nie przetrwał lata, ale Mark zaprzyjaźnił się z sąsiadami i został namówiony do zakupu domu. Było to niesamowite o tyle, że jego francuski nie osiągnął wyższego, pozwalającego na swobodną (czy jakąkolwiek) komunikację poziomu zaś większość mieszkańców miasteczka nie mówiła po angielsku. Mimo tego spędzali ze sobą mnóstwo czasu, razem świętowali, robili zakupy.

Jak dla mnie Nie będę Francuzem było przede wszystkim możliwością podejrzenia sposobu wzajemnego współistnienia dwóch, całkowicie odmiennych kultur. Autor opisuje codzienne sytuacje, które jego, Żyda i syna amerykańskiego prawnika, niejednokrotnie szokują. Przeniósł się on ze świata gdzie ludzie nastawieni są do siebie nieufnie, nie podpiszą żadnego dokumentu bez konsultacji z prawnikiem do świata gdzie nie uznaje się dawania zaliczek, zawsze znajdzie się czas na rozmowę i gdzie, nawet przy okazji wielkich zgromadzeń, nie da się zauważyć policji. A przede wszystkim do świata gdzie zupełnie obcy ludzie otaczają go opieką i pomagają w codziennych sprawach. Początkowo szok jaki przeżywa Mark jest ogromny. I miałam wrażenie, że nie bardzo maleje on z upływem czasu. Zresztą autor sam podkreśla ogromne problemy z przyjęciem zwyczajów nowego miejsca. 

Urocze były sceny, w których Mark stawiany był przed kolejny wyzwaniem. Kiedy tłumaczono mu coś po francusku, a on ograniczał się jedynie do powtarzania "tak", "dobrze", martwienia się, że robi z siebie idiotę i zastanawiania na co właśnie wyraził zgodę. Piękne było to, że jego nierozumienie języka wprawiało w popłoch wszelkich urzędników czy sprzedawców i kończyło się zazwyczaj pospiesznym pokazywaniem upragnionych przedmiotów czy pisaniu cyferek na kartce. I niesamowite w tym wszystkim był fakt, że autorowi udało się za każdym razem załatwić to czego pragnął.To co mnie jeszcze zachwyciło to ukazanie, że niechęć Francuzów do Anglików nie jest tylko stereotypem. Za każdym razem kiedy padało zdanie "jestem Amerykaninem" stosunek ludzi do Marca zmieniał się z niechętnego na serdeczny. 

Mark Greenside o swoich przygodach pisze z ogromną dozą autoironii i humoru. Książka przesycona jest jego fascynacją Bretanią. Przede wszystkim jej odmiennością w stosunku do USA. 

Nie da się ukryć, że sam bohater mnie momentami irytował. Robił on wrażenie takiego wiecznego chłopca, który sam sobie nie da rady. Jednak jego obserwacje otoczenia i ludzkich charakterów sprawiają, że mogę mu tę wadę wybaczyć.

Nie będę Francuzem to kolejna książka idealna na pogodę jaką mamy za oknem. Przesycona słońcem, wzajemną sympatią i uśmiechem.

niedziela, 6 stycznia 2013

Dziwny zakład. "W pogoni za Harrym Winstonem"

Spotkałam się z opinią, że jedyną udaną książką Lauren Weisberger jest Diabeł ubiera się u Prady. Po lekturze W pogoni za Harrym Winstonem zdecydowanie nie mogę się z tym poglądem zgodzić.

Tym razem autorka swoimi bohaterkami czyni trzy trzydziestolatki. Z pozoru szczęśliwe i z poukładanym życiem. Jednak kiedy jedną porzuca chłopak wszystkie odkrywają, że ich świat wcale nie jest taki idealny. Tak rodzi się pomysł nietypowego wyzwania. W przeciągu roku czasu nałogowa podrywaczka Adriana ma znaleźć tego jedynego i ustatkować się przy jego boku, zatwardziała monogamistka Emmy wyruszy w "Tour de Dziwka", podczas którego ma przespać się z jednym facetem z każdego kontynentu. Jedynie trzecia z nich, Leigh, nie dostaje żadnego zadania- w końcu ma absolutnie wszystko: narzeczonego do którego wzdychają tłumy kobiet, satysfakcjonującą pracę i mieszkanie w najlepszym miejscu Manhattanu. Okazuje się jednak, że ten rok przewróci do góry nogami życie każdej z nich i pozwoli im odkryć swoje pragnienia i potrzeby.

Można by stwierdzić, że fabuła "Ameryki nie odkrywa". I rzeczywiście tak jest. Bo tak naprawdę to wszystko już gdzieś było. I wyzwanie, które sobie nawzajem rzucają przyjaciółki, i chęć złapania męża, i bogata dziedziczka, której jedynym zajęciem jest "bywanie", i pragnienie miłości, itd. Ale mimo wszystko ksiązka nie robi wrażenia powtórki. Lauren Weisberger stworzyła całkiem sympatyczne i zakręcone postacie, które potrafią nie tylko zadziwić czytelnika swoim zachowaniem, ale również niesamowicie zirytować czy rozbawić.

W pogoni za Harrym Winstonem to kolejna powieść o sławnych i bogatych. Zdecydowanie różni się ona od Diabła, przede wszystkim tym, że jest po prostu następną nowojorską historią miłosną. Prostą i nieskomplikowaną, a jednocześnie przyjemną i interesującą. Polecam wszystkim, którzy tak jak ja lubią romanse z Manhattanu.

czwartek, 3 stycznia 2013

W alkowie (nie tylko małżeńskiej). "Miłość i polityka. Słynne pary w dziejach"



Jedną z pierwszych rzeczy jakie robię sięgając po książki popularnonaukowe jest sprawdzenie kim jest autor. Myślę, że inne oczekiwania ma się wobec, publikacji dotyczącej historii napisanej przez biologa, a inne wobec takiej napisanej przez historyka. Poza tym, ja do tych pierwszych podchodzę z dużo większą dozą sceptycyzmu.

Jerzy Besala  ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Od początkowych zainteresowań dziejami najnowszymi dość szybko przeszedł do fascynacji Rzeczpospolitą szlachecką. Jego pierwsze książki to biografie Stanisława Żółkiewskiego i Stefana Batorego jednak z biegiem czasu obszar jego naukowych zainteresowań rozszerzył się. Od kilku lat zajmuje się on przede wszystkim zagadkami historii i historią społeczną. Zasłynął głównie cyklami: Małżeństwa królewskie i Miłość i strach.

W tym drugim nurcie zainteresowań Jerzego Besali należy umieścić czytaną przeze mnie książkę: Miłość i polityka. Słynne pary w dziejach. Publikacja poświęcona została parom znanym bardziej i mniej. Autor rozpoczyna swoją podróż przez dzieje miłości w starożytnej Grecji od zalotników pięknej Heleny trojańskiej. Później spotykamy się z Aleksandrem Macedońskim i mężczyznami z jego otoczenia. Następna w kolejności jest nietypowa para cesarska: pracoholik i była kurtyzana, czyli Justynian i Teodora. Tą dwójką autor przenosi nas w świat kultury chrześcijańskiej i związanej z tym moralności.

Pierwszymi z tego kręgu będą Filip Piękny i Joanna Szalona. Chwilę później Besala zabiera nas do Nowego Świata, gdzie poznajemy indiańską miłość Cortesa. Powrót do Europy wiąże się ze związkiem byłego księdza i byłej zakonnicy- Lutra i Katarzyny von Bora. Kolejna miłość to miłość orientalna pomiędzy Sulejmanem a Roksolaną. Cztery ostatnie pary to już świat anglosaski i czasy nam bliższe. Mamy więc „babkę Europy”- królową Wiktorię i księcia Alberta, króla który zrzekł się korony dla swojej ukochanej- Edwarda VIII i panią Simpson, idola Amerykanek- JF Kennedy’ego i Jacquline. Cały cykl został zamknięty przez „królową ludzkich serc”- Dianę i księcia Karola.
 
Miłość i polityka to zbiór artykułów połączonych wspólnym tematem. Czytelnik może zacząć lekturę od dowolnego rozdziału czy przeczytać tylko konkretną, interesującą go historię i nie będzie miał poczucia, że omija jakieś informacje znajdujące się wcześniej czy później. Jest to zdecydowany plus tej książki. Kolejnym jest bardzo przystępny język, który sprawia, że do zrozumienia lektury nie potrzebny jest słownik. Autor w sposób plastyczny i obrazowy opisuje omawiane postaci, zwyczaje, miejsca. Pisząc o polityce czy wojnach nie skupia się na dyplomatycznych meandrach czy przebiegu kampanii, ale na roli człowieka. Dzięki temu książkę czytało mi się z ogromną przyjemnością.

Niestety znalazły się w niej również minusy. Jak dla mnie było w niej za dużo freudowskiej psychoanalizy bohaterów. Co prawda chyba ani razu nazwisko słynnego psychiatry nie padło, ale czytając po raz kolejny, że problemy z seksem wynikały z barku miłości w dzieciństwie lub też niestabilność emocjonalna spowodowana była przez oschłą matkę miałam wrażenie, że Besala usadził władców na kozetce i poddał ich badaniom. Rozumiem, że autor chciał się odnieść nie tylko do udokumentowanych zachowań, ale również poszukać ich powodów w przeszłości, ale według mnie można było zrobić to mniej obszernie. Drugi minus to pewnego rodzaju niechlujstwo językowe. Tak jak literówki można zwalić na korektora, tak już zdania skonstruowane tak, że trzeba się domyślić sensu, niekoniecznie. Nie jest ich dużo, ale rzucają się w oczy. Irytowały mnie również powtórzenia. Ta sama treść, wyrażona bardzo podobnymi słowami potrafi znaleźć się w kilku miejscach tego samego rozdziału. Na szczęście minusy te to tak naprawdę drobiazgi, które nie wpływają za bardzo na lekturę książki.

Dodatkowo publikacja została wzbogacona ilustracjami przedstawiającymi prawie wszystkie opisywane pary, dzięki czemu czytelnik nie musi sobie ich wyobrażać. Dla dociekliwych i zainteresowanych tematyką ciekawym dodatkiem będzie na pewno, zamieszczona na końcu bibliografia.

Miłość i polityka. Słynne pary w dziejach to doskonała książka dla wszystkich, którzy interesują się historią i chętnie spotkają się z jej lżejszym, nieakademickim, wydaniem. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję serwisowi nakanapie.pl


Książkę zgłaszam do wyzwań: