piątek, 30 sierpnia 2013

Pod znakiem barana. "Ekwinokcjum"

Równo rok temu czytałam jedną z książek Michaela White'a: Pierścień Borgiów. Zachwycałam się wtedy lekturą i zapowiadałam, że sięgnę po więcej. Nawet zakupiłam sobie drugi tom przygód detektywa Pendragona (bardzo ładnie wygląda na półce wśród wielu "czekających na swoją kolej" książek). Niestety, jak zwykle, moich czytelniczych chęci nie udało mi się zrealizować i dopiero teraz sięgnęłam po kolejną powieść White'a. Tym razem jest to książka spoza serii o Pendragonie.

Tytułowe Ekwinokcjum to po prostu równonoc wiosenna. Moment kiedy noce zaczynają robić się coraz krótsze, kolejne planety wchodzą w znak barana i kiedy alchemicy rozpoczynali swoje eksperymenty mające doprowadzić ich do kamienia filozoficznego. Wtedy też w Oxfordzie popełnione zostaje pierwsze z serii morderstw młodych kobiet. Ich ciała zostają okaleczone, a na miejscu zabranych organów morderca pozostawia tajemnicze monety.

Astrologiczne powiązania zbrodni dostrzega dwóch cywilów: policyjny fotograf Philip Bainbridge i jego przyjaciółka, pisarka Laura Niven. Prowadząc własne śledztwo wplątują się oni w sam środek afery, która swój początek miała jeszcze w XVII wieku.

Po raz kolejny relację z czasów teraźniejszych Michael White przeplata migawkami sprzed wieków. Tym razem zabiera nas w ostatnie ćwierćwiecze wieku XVII, a głównym przewodnikiem po tych czasach robi Izaaka Newtona. Autor umieszcza go na czele (fikcyjnego) Zakonu Czarnego Sfinksa, organizacji, która dąży do wytworzenia kamienia filozoficznego. I  z jednej strony te historyczne fragmenty ubogacały fabułę, sprawiały, że stawała się ona barwniejsza i bardziej realna*, ale z drugiej strony odciągały mnie od głównej akcji i nie pozwalały szybko zaspokoić ciekawości, co przyznam mnie trochę irytowało.

Ale trudno jest mi się dziwić skoro autor skonstruował intrygę, która nie pozwala oderwać się nawet na chwilę. Początkowo bohaterowie są tak uroczo nieświadomi tego co się wokół niech dzieje, że aż trudno uwierzyć iż za chwilę znajdą się w samym środku wydarzeń. A wszystko to przez to, że Laura nie potrafiła poskromić ciekawości. Ten jeden, niewielki ruch zapoczątkował prawdziwą lawinę.

Jak przystało na dobry kryminał/thriller (?) (nigdy nie umiem zaklasyfikować książek tego typu) momentami akcja pędzi do przodu jak szalona, a momentami bohaterowie siedzą i główkują. I tutaj White wykorzystał wszystkie możliwe środki dające im możliwość rozwiązania sprawy morderstw. Philip ma kontakty w policji, jest na miejscu każdego z zabójstw, dodatkowo dokładnie je fotografuje. Laura ma znajomości w największych bibliotekach, możliwość korzystania z materiałów dostępnych dla nielicznych i przyjaciela zajmującego się alchemią. Dodatkowo ich córka jest matematykiem specjalizującym się w szyfrach, a jej chłopak pasjonuje się astrologią. Kwartet idealny, któremu nie oprze się żadna zagadka. Mam wrażenie, że tutaj autor trochę przesadził. Brakowało jedynie brata-komandosa, dzięki któremu nie będzie im straszne żadne niebezpieczeństwo.

Michael White plącze ze sobą fikcję i rzeczywistość. Używa realnych postaci, dokumentów czy wydarzeń żeby stworzyć nierealne sytuacje. Przyznam, że robi to tak umiejętnie, że nie zawsze da się oddzielić prawdą od kłamstwa. Dlatego też doceniam, że autor umieścił na końcu obszerne wyjaśnienie.

Po raz kolejny gorąco będę Wam polecać powieści Michaela White'a. Ekwinokcjum wciąga, intryguje, przestrasza. Nie daje się odłożyć na półkę w połowie lektury. Mam nadzieję, że z przeczytaniem następnej książki autora nie będę czekała kolejnego roku.


* Wiem, wiem, trudno uwierzyć, że fabuła oparta na magii i zbrodni może wydawać się mniej lub bardziej realna. Jednak jestem w stanie uwierzyć, że ktoś w wieku XVII próbowałby przeprowadzić takie "eksperymenty". A skoro tak, to mogę również uwierzyć, że znaleźliby się naśladowcy (w końcu nawet Kuba Rozpruwacz doczekał się kilku). Zdecydowanie trudniej byłoby mi uwierzyć, że ktoś w wieku XXI wpada nagle na pomysł takiego "doświadczenia". (Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi).

Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Walki nad Tamizą. "Pieśń miecza"

Po raz kolejny, i niestety na razie ostatni, miałam szansę spotkać się ze strasznymi wojownikami z północy. Tym razem jednak poznałam też ich bardziej romantyczne oblicze.

Uthred dalej nie jest ulubionym poddanym króla Alfreda. Nie da się jednak ukryć, że władca ceni jego osiągnięcia wojskowe. Cóż jednak z tego, skoro mu nie ufa? Tę wzajemna niechęć starają się wykorzystać Duńczycy, którzy przedstawiają Uthredowi powstającego z grobu umarłego. Ta niecodzienna postać ma dla bohatera przesłanie z zaświatów: Uthred zostanie królem Mercji, ale musi sprzymierzyć się z wikingami.

Zdecydowanie inne plany co do tej krainy ma król Alfred. Widzi on na jej tronie swojego przyszłego zięcia, któremu Uthred ma pomóc w odbiciu Londynu i zaprowadzenia porządku nad brzegami Tamizy. Która z tych wizji świata doczeka się realizacji i tego "jak kochają wikingowie" oczywiście nie mam zamiaru zdradzić. 

I tym razem Bernard Cornwell mnie nie zawiódł. Jak zwykle przygody Uthreda pochłonęły mnie całkowicie i sprawiły, że poczułam się częścią tego groźnego świata. Autor jest mistrzem jeśli chodzi o umiejętność plastycznego oddania charakteru danej epoki. Momentami aż można poczuć ten fetor niedomytych ciał, usłyszeć brzęk mieczy czy chlupot wody.

Za to coraz bardziej zmęczona jestem licznymi opisami walk. W końcu ile razy można przeczytać, że bohater wyciąga miecz z pochwy i dźga przeciwnika w nogi? Albo, że przeciwnik zamierza się na bohatera toporem, a ten dzielnie odpiera cios tarczą? Szczególnie może być to męczące jeśli czyta się całą serię w niedługim czasie. 

Przy okazji pisania o poprzedniej części narzekałam że brakuje mi w niej, wcześniej występujących postaci. Tym razem kilka z nich Cornwell "przywraca do życia". Dzięki czemu od razu robi się bardziej swojsko i wesoło. Szczególnie, że jeden z nowych bohaterów jest wybitną pierdołą.

Nawet jeżeli jestem trochę znużona tematyką, to w dalszym ciągu książki Bernarda Cornwella budzą we mnie szczery zachwyt. Przede wszystkim przez jego dbałość o historyczne szczegóły, które sprawiły, że wydawało mi się iż świat wikingów istnieje w dalszym ciągu, gdzieś niedaleko. Mam nadzieję, że uda mi się niedługo przeczytać kolejne książki tego autora.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Erica



sobota, 24 sierpnia 2013

Nocne życie Manhattanu. "Portier nosi garnitury od Gabbany"

Jeżeli czytałyście inne książki Lauren Weisberger to zapewne i Portier nosi garnitury od Gabbany przypadnie Wam do gustu. Chociaż możliwe, że momentami poczujecie, że "to już było".

Bette Robinson pracuje w banku, na mało prestiżowym stanowisku. Odbiera telefony od klientów. Nie przepada za swoją pracą, a szefa, który zasypuje podwładnych umoralniającymi "cytatami dnia", wręcz nie znosi. Kiedy po raz kolejny zbiera reprymendę za to, że zamiast zamówić lunch przez telefon sama po niego poszła i opuściła stanowisko na 15 minut, ma dość. Spontanicznie rzuca pracę. Kolejne tygodnie spędza na oglądaniu seriali i obiadach z wujem Willem i jego towarzyszem życia.

To właśnie Will nie wytrzymuje w końcu oglądania Bette pogrążającej się w błogim nieróbstwie i załatwia jej pracę w agencji PR zajmującej się największymi gwiazdami. Od tego momentu cały świat Bette staje na głowie. Trafia ona do miejsca gdzie nieodłącznym atrybutem są słuchawka w uchu, drogie ciuchy, alkohol i narkotyki, szefową obchodzi z kim sypiasz, zaś najważniejszym obowiązkiem jest bywanie na imprezach. Już na pierwszej z nich poznaje Philipa Westona- gwiazdę mediów i bożyszcze kobiet i już następnego dnia rano czyta w prasie, że ma z nim ognisty romans. Nie spodziewa się, że ta informacja wprawi w euforię jej szefową, która widzi możliwość darmowej reklamy. Odtąd Bette będzie stałą bywalczynią plotkarskich rubryk.

Nie da się nie zauważyć sporej liczby podobieństw do książki: Diabeł ubiera się u Prady. Pomijając tytuł, który wyraźnie nawiązuje do wcześniejszej powieści autorki, to największe zbieżności związane są z główna bohaterką. Tak jak Andrea, Bette pochodzi z małego miasteczka i nie pasuje do nowego świata. Dalej czyta harlequiny, uczęszcza na spotkania klubu książki i marzy o wielkiej, romantycznej miłości. Jednak nowe obowiązki przysłaniają jej wszystko. Bywanie na imprezach sprawia, że zaniedbuje rodzinę i przyjaciół, zaś konieczność obracania się tylko w najlepszym towarzystwie sprawia, że ukrywa swoje kontakty z mężczyzną, w  którym jest zakochana.

Po raz kolejny Lauren Weisberger zabiera nas do świata śmietanki towarzyskiej Nowego Jorku. Mamy więc do czynienia z kolejna powieścią o zepsutym świecie sławnych i bogatych. Ale trzeba przyznać autorce, że świeże, interesujące postacie sprawiają, że czytając ją nie jesteśmy znużeni wielokrotnie już opisywanym tematem.

Mimo tego,  że trudno jest nazwać Portier nosi garnitury od Gabbany powieścią nowatorską, zaskakująca czy odkrywczą przyznam, że przypadła mi ona do gustu. Podobnie jak wszystkie pozostałe książki Weisberger jest ona przyjemnym, zgrabnie napisanym czytadłem, od którego trudno mi było się oderwać. 

Książkę zgłaszam do wyzwania: Z literą w tle.

piątek, 23 sierpnia 2013

Komu książkę, komu?

Któż nie lubi dostawać prezentów? No właśnie, chyba nie ma takiej osoby. Mam więc dla Was niespodziankę. Zapraszam na pierwszą na moim blogu rozdawajkę książkową.




Co prawda zapomniałam o urodzinach bloga (były w marcu) i swoich, ale tym razem postanowiłam wykorzystać okazję. Ale zacznijmy od prezentu. 
Całkiem niedawno pisałam Wam o książce Marcina Hybla Na zdrowie. Dzięki uprzejmości Instytutu Wydawniczego Erica mam dla Was pierwszą część tej serii: Awanturę na moście (swoją drogą, według mnie, zdecydowanie lepszą od części drugiej).


Co należy zrobić, żeby móc wygrać książkę? 
  • zgłosić chęć w komentarzu pod tym postem
  • zaproponować mi jakąś lekturę, która może przy paść mi do gustu. Co prawda stos "do przeczytania" ciągle rośnie i grozi zawaleniem, ale może dzięki Wam trafię na jakieś perełki, po które inaczej bym nie sięgnęła. 
  • umieścić na swoim blogu podlinkowany banerek z informacją o konkursie.
  • zaobserwowanie mojego bloga będzie miłe, ale absolutnie NIE jest konieczne (nie zależy mi na cyferkach, ale na obserwatorach, którzy podyskutują ze mną o książkach)
Zgłaszać się można do końca 6 września. Wyniki pojawią się w ciągu kilku dni.

A teraz oficjalny regulamin (bo podobno trzeba) :D
1. Organizatorem konkursu jest autorka bloga Dama w salonie
2. Konkurs trwa w dniach 23 sierpnia 2013- 6 września 2013
3. Sponsorem nagrody jest Instytut Wydawniczy Erica
4. Aby wziąć udział w konkursie należy spełnić podane wyżej kryteria
5. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone w ciągu 8 dni od jego zakończenia
6. Zwycięzca zostanie wyłoniony w drodze losowania

Powodzenia!

czwartek, 22 sierpnia 2013

Morderca z misją. "Pierwszy śnieg"

Podczas niedawnych upałów oddawałam się lekturze książki dość kontrastowej w stosunku do pogody za oknem. Pierwszy śnieg zaczęłam czytać w trakcie choroby (tak, udało mi się zachorować pomimo 30 stopni na dworze) i stwierdziłam, że książka jest nieciekawa, mroczna i w ogóle do niczego. Jednak wraz z powrotem do zdrowia moje zdanie zaczęło się zmieniać, a historia zaczęła coraz bardziej wciągać.

Przed domem Beckerów ktoś ulepił bałwana. Figura wpatruje się w okna ich domu i sprawia, że rodzina czuje się nieswojo. To uczucie jeszcze się zwiększa kiedy znika Birte Becker, a bałwan staje się posiadaczem jej telefonu. W niedługim czasie ginie kolejna kobieta i kolejny bałwan wyrasta w tajemniczych okolicznościach. Jedynym policjantem, który traktuje całą sprawę poważnie jest komisarz Harry Hole. Niestety dla przełożonych jest on mało wiarygodnym alkoholikiem, który stał się sławny dzięki złapaniu seryjnego mordercy, i który teraz wszędzie widzi kolejnych. A przecież wiadomo, że w Norwegii nigdy nie było seryjnych zabójców...

Dużym wsparcie dla Harrego okazuje się Katrine Bratt, która właśnie dołączyła do jego zespołu. Młoda policjantka angażuje się w śledztwo i naprowadza komisarza na kolejne tropy. Nikt nie przeczuwa, że skrywa ona jakąś mroczną tajemnicę.
W ogóle, jeśli miałabym określić tę książkę jednym słowem, to wybrałabym właśnie: "mroczna", ewentualnie "ponura". Przez cały czas lektury miałam wrażenie, że Oslo spowite jest wieczną ciemnością. Niezależnie od tego czy akcja toczyła się w trakcie dnia czy nocą. Dodatkowo żaden z bohaterów nie ma  życia, o którym można by powiedzieć, że było szczęśliwe. Każdy z nich, z różnymi rezultatami, mierzy się ze swoimi demonami.

Przyznam, że intryga kryminalna mnie przerosła. Dawno nie czytałam książki, w której wątki byłyby tak bardzo poplątane, a zagadka trudna do rozwiązania. Trafiały się momenty kiedy policjanci odkrywali kto jest zbrodniarzem, a ja zastanawiałam się o czym autor będzie pisał przez kolejne 200 stron. I zawsze wtedy działo się coś co przewracało całe śledztwo do góry nogami i sprawiało, że morderca znowu wyprzedzał policję o krok. 

Sam morderca budził we mnie przerażenie. Tak jak nie robią na mnie wrażenia, kryminały w których zabójstwo popełniane jest "przypadkiem" czy dla np. korzyści materialnych, tak przy lekturze powieści, których autor stawia mnie oko w oko z psychopatą, który wierzy, że naprawia świat, mam ciarki. Szczególnie jeśli pisarz, tak jak Jo Nesbo, potrafi utrzymać czytelnika w niepewności i napięciu.

Pierwszy śnieg jest jedną z ostatnich powieści z cyklu, którego głównym bohaterem jest Harry Hole. Trochę żałuję, że nie zaczęłam od pierwszej książki z tej serii- wiedziałabym więcej o głównych bohaterach.

Jeżeli macie ochotę na wciągającą i skomplikowaną zagadkę to zdecydowanie Pierwszy śnieg powinien przypaść Wam do gustu.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Grupie Wydawniczej Publicat


sobota, 17 sierpnia 2013

Babski stos i zostałam nominowana

Na początek kilka słów usprawiedliwienia. Ostatnie tygodnie spędziłam albo w rozjazdach albo wracając nieprzytomna z pracy stąd rzadko bywam na blogu. Na Waszych również. Widziałam u Was wiele recenzji, które chciałabym przeczytać, ale sił brakło :( Jednak już powinno być lepiej i postaram się wrócić do blogowego życia.

Dla poprawy humoru stos. Babski i mało ambitny. Ratują go tylko ostatnie dwie pozycje. Inaczej bym się spaliła ze wstydu. (Od razu powiem- nie mam nic do lekkiej, nieambitnej kobiecej literatury, ale nie wyobrażam sobie czytać tylko takie książki).



1. Lauren Weisbergen,  Portier nosi garnitury od Gabbany
2. Sinead Moriaty, Droga po dziecko
3. Laura Wolf, Dziennik szalonej narzeczonej
4. Sheila Roberts, Uliczka aniołów
5. Michael White, Ekwinokcjum
6. Ewa Stachniak, Katarzyna Wielka

A teraz ostatnie niespodzianki. Zostałam niedawno nominowana do dwóch zabaw.

Pierwsza z nich to Versatile Blogger Award



1. Podziękować nominującemu blogerowi
Osobom, która mnie nominowała jest Aneczka i to jej dziękuję za wyróżnienie. 

2. Pokazać logo nagrody u siebie
Zrobione u góry 

3. Ujawnić siedem faktów o sobie
  • Uwielbiam kiedy wokół mnie coś się dzieje. Lubię być zaangażowana w wiele różnych rzeczy i inicjatyw.
  • Staram się uprawiać sporty, ale idzie mi różnie. Tańczę, pływam, chodzę po górach, wspinam się. Za to nie cierpię biegać.
  • Namiętnie oglądam seriale kryminalne/sensacyjne.
  • Dalej wierzę, że jak założę czarne ciuchy to wyglądam na 5 kilo mniej :)
  • Zawsze chciałam mieć psa. Owczarka. Ogromnego. Niestety mam jedynie pająka za łóżkiem. Zdecydowanie za dużego jak na moje potrzeby.
  • Nie cierpię bałaganu, ale zazwyczaj on wychodzi zwycięski z walki, którą z nim toczę.
  • Marzy mi się zostanie sławnym fotografem.

4. Nominować 15 blogów, które Twoim zdaniem na to zasługują
I tu chyba się nie wykażę. Mam wrażenie, że zabawa dość długo po blogosferze krąży i o wiele blogów już zahaczyła.

5. Poinformować nominowanych o tym fakcie
Druga zabawa to Liebster Blog, zaś nominację zawdzięczam Modliszce za co serdecznie jej dziękuję.


 1. Jaka była najlepsza książką którą w życiu przeczytałeś/przeczytałaś?
Nie mam takiej jednej. Doceniam wiele książek, ale żadna nie jest tą jedną jedyną.

2. Która książka okazała się najgorszą lekturą w życiu? 
Do tego tytułu pretenduje kilka: Zmrok, Najgłupszy anioł, Marzenia i koszmary, Zamek Eymericha A z dawnych lektur to Robinson Crusoe.

3. Czy czytając książkę zdarza Ci się wzruszyć do łez?
Czasem, ale rzadko czytam literaturę z gatunku wyciskaczy łez. 

4. Czytasz książki jednego gatunku czy nie ma to dla Ciebie większego znaczenia?
Jak widać po blogu przeróżne. Jedyne czego nigdy nie ruszę to książki s-f. 

5. Co jest dla Ciebie głównym wyznacznikiem "dobrej książki"?
Fakt, że przykuwa moją uwagę tak, że wszystko inne znika. 

6. Masz tendencję do odkładania niedokończonej książki (z różnych powodów)?
Zdecydowanie nie! Nawet jeżeli odłożyłabym ją 10 stron przed końcem to miałabym poczucie, że nie dałam jej szansy, i że może zakończenie powaliłoby mnie na kolana. Niestety zazwyczaj tak się nie dzieje i pozostaje rozczarowanie, ale trafiłam na książki, które częściowo wybroniły się zakończeniem.

7. Gdzie najczęściej czytasz książki? Dom? Praca? Tramwaj?
Każde z wymienionych. Również w poczekalni u lekarza czy kolejce na poczcie. Tak naprawdę zawsze mam w torebce książkę i sięgam po nią jak mam chwilę.

8. Jaki masz stosunek do ebooków?  
Brakuje im tego "czegoś" co mają książki papierowe. 

9. Według jakiego schematu układasz książki w swojej prywatnej biblioteczce? :)
Dość prostego- tak żeby jak najwięcej zmieściło się na półce. Moja biblioteczka ma w sobie coś z puzzli. Staram się przy tym by serie były razem, ale nie zawsze się udaje.

10. Korzystasz z bibliotek/wymianek książkowych?
Z bibliotek namiętnie (i równie "namiętnie' płacę kary za przetrzymanie), z wymianek nie.

11. Marzyłeś/Marzyłaś kiedyś o napisaniu własnej książki? Jeśli tak, to z jakiego gatunku?  
Marzyłam. 

I to tyle. Jeszcze raz dziękuję za nominację. :-)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Na deskach londyńskich teatrów. "Sekretna miłość Szekspira".

Znowu powracam do tudorowskiej Anglii. Tym razem do czasów Elżbiety I, a nie jej ojca, jak to zwykle bywa. I nie na królewski dwór, ale do niewielkiej miejscowości nad Avalonem i na sceny Londynu.

Tych, którzy mieli nadzieję, że książka ta była inspiracją dla twórców filmu Zakochany Szekspir muszę od razu wyprowadzić z błędu. Sekretna miłość Szekspira jest historią jego uczucia do Anne, kobiety, którą w tajemnicy poślubił. To ona opowiada nam historię ich zakazanej miłości.

Willa i Anne poznajemy, jako mieszkające obok siebie dzieciaki. Od najmłodszych lat łączy ich ogromna przyjaźń. Zostaje ona nadwątlona przez tragedię, która ich dotyka i która sprawia, że rodziny postanawiają ich rozdzielić. Od tego momentu kolejne lata będą się składać z rozstań i powrotów. Młodzi będą przechodzić od miłości do nienawiści po to by w końcu stanąć potajemnie przed ołtarzem. I w tym momencie historia mogłaby mieć szczęśliwe zakończenie gdyby nie to, że kilka dni później William bierze drugi ślub. Z jeszcze jedną Anne- kobietą wybraną mu na towarzyszkę przez rodzinę, kobietą, która nosi jego dziecko. Jego pierwsza żona, nie mogąc znieść całej sytuacji, przeprowadza się do Londynu, gdzie znowu los zetknie ją z niewiernym ukochanym, a także sprawi, że stanie się ona częścią trup teatralnych, dla których pisze Will.

Cała ta miłosna historia osadzona została na tle konfliktów politycznych i religijnych jakie targały XVI- wieczną  Anglią. Anne jest zafascynowana postacią Elżbiety I. Jako mała dziewczynka miała okazję ujrzeć królową i od tego czasu stała się jej gorliwą "wyznawczynią". Z kolei Szekspir wychowywał się w rodzinie związanej z katolicyzmem i spiskami antykrólewskimi. Już w młodości patrzył jak jego bliscy zostali aresztowani i straceni. Stąd też jego uczucia do władczyni są zdecydowanie negatywne.

Dzięki temu, że akcja Sekretnej miłości Szekspira nie toczy się na królewskim dworze lecz na ulicach Londynu czy w pobliskich miejscowościach, mamy okazję podejrzeć jak żyła elżbietańska Anglia. Autorka wprowadza czytelnika w świat teatrów, ich wzajemnej rywalizacji, zabiegania o możnych mecenasów i ubóstwa, które wiązało się z ich brakiem. Pochyla się również nad kwestią kobiecą. Począwszy od wydawanej siłą za mąż nastolatki, poprzez kobiety handlujące na ulicach różnymi drobiazgami, aż do żony karczmarza, która marzy o urodzeniu żywego potomka. Przez większość twórców ten świat jest pomijany. Jeżeli czytamy o kobietach to o tych, które osiągnęły sukcesy na królewskim dworze. Reszta stanowi jedynie tło. Tym razem jest inaczej co sprawia, że książka ta jest wyjątkowa. Sama Anne jest osobą przebojową, potrafiącą zaryzykować, wychodzącą poza konwenanse.

Drugą rzeczą, której nie da się nie zauważyć są liczne odwołania w treści do dramatów napisanych przez Szekspira. Anne znajduje w nich fragmenty swojego życia, co często wręcz doprowadza ją do furii. Jest ona zarówno Julią, jak i Katarzyną

To co najbardziej zaskoczyło mnie w tej książce to informacja, że dwie żony Williama Szekspira nie są tylko wymysłem aktorki, ale ich istnienie znajduje potwierdzenie w dokumentach. Karen Harper już swoją pracę magisterską poświęciła jednemu z dzieł tego dramatopisarza. Od tego czasu jej zainteresowanie czasami Elżbiety I jedynie wzrosło. Zgłębiała liczne źródła z tego okresu, dalej też starała się jak najwięcej dowiedzieć o samym Szekspirze. Z połączenia tych dwóch, interesujących ją, tematów powstała Sekretna miłość Szekspira. Nie jest to jej jedyna historyczna książka. Stworzyła ona całą serię powieści, których akcja toczy się w czasach Tudorów. Jest także autorką licznych romansów. Niestety z kilkudziesięciu jej książek tylko ta doczekała się tłumaczenia na język polski.

Sekretna miłość Szekspira to książka dla wszystkich, którzy są już zmęczeni królewskimi intrygami, ale nie chcą się rozstawać z tudorowską Anglią. Ale nie tylko dla tych. To piękna i wciągająca historia miłosna, a także opowieść o kobiecej sile i odwadze. Polecam gorąco.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Heathcliffe XXI wieku. "Kto się boi pana Wolfe'a"

Kto się boi pana Wolfe'a miało być kolejną przyjemną romantyczną komedią. Przynajmniej tak zapowiadała się po okładce. I rzeczywiście wątki komediowe się w niej pojawiały.

Wszystko zaczyna się od majtek. A dokładniej od projektu reklamówki, w którym miałyby one tańczyć i śpiewać. Autorkami projektu są Lesley i Ellie. Pierwsza to lesbijka pozostająca w stałym związku, druga odkrywa, że jej chłopak nadgodziny spędza w ramionach innej. Czyżby miało to związek z wyglądem Ellie? Jej cała pomysłowość ukierunkowana została na pracę, co sprawia że kobieta wygląda jak niepozorna myszka ubrana w szare worki. Zwraca na to uwagę również Jack Wolfe, nowy szef agencji, do którego wzdychają wszystkie pracownice. Dostrzega on ogromny potencjał tkwiący w Ellie. W końcu śpiewające majtki to pomysł nowatorski, szczególnie, że klient, który zamówił reklamówkę jest dość konserwatywny. Wolfa denerwuje jednak w podwładnej jej niechęć do kontaktów z klientami, a także to że zawsze musi mieć ona ostatnie słowo. 

Nikt tak nie wkurza pana Wolfa jak Ellie i nikt tak nie irytuje Ellie jak pan Wolf. A jednocześnie nie mogą przestać o sobie myśleć. Ta sytuacja nie może skończyć się dobrze.

Romantycznej miłości w tej książce jest bardzo niewiele. Przez większość czasu za to bohaterowie uprawiają dziki seks na podłodze (lub myślą o nim, wspominają itd.). Chwilami miałam wrażenie, że jedyne czego brakuje to marki używanych przez nich prezerwatyw i mielibyśmy, tak teraz popularne, niedyskretne, lokowanie produktu. 

Rozumiem ideę pisania o seksie w typowych, babskich czytadłach, ale tym razem miałam wrażenie, że jest to sposób na zwiększenie liczby stron. Pojawiał się w każdym, najmniej oczekiwanym momencie i chwilami wydawało się, że życie bohaterów jest mu podporządkowane. 

Przyznam za to, że właśnie bohaterowie stanowili mocny punkt tej książki. Ellie jest osobą nietuzinkową, pyskatą, nie uznającą kompromisów i zawsze mówiąca co jej ślina na język przyniesie. Równie zakręcona jej jest współpracownica Lesley. Z kolei Jack Wolfe to taki ciemny typ, z gatunku tych w których kochają się wszystkie nastolatki: obłędnie przystojny, chmurny, niezrozumiany, tajemniczy, z wielką władzą i siłą. Smaczku całości dodaje ciotka Ellie, Edith. Starsza pani o ogromnej woli i życia i hipisowskich poglądach. Doradza, komentuje i wnosi wiele humoru.

I to właśnie humor był, dla mnie, drugim pozytywem powieści. Autorka umieszczając swoich bohaterów w kreatywnym świecie agencji reklamowej otoczyła ich postaciami, które potrafią ironicznie skomentować sytuację i rozbawić czytelnika.

Świat agencji reklamowych jest znany autorce z własnego doświadczenia, gdyż Hazel Osmond pracowała w tej branży przez lata. Kto się boi pana Wolfe'a jest jej pierwszą książka. Druga jej powieść ukazała się rok temu.