sobota, 14 grudnia 2013

Miasto miłości wita. "Merde! Rok w Paryżu"

Pamiętacie pewnego Amerykanina, który na własnej skórze przekonał się czy jest możliwym zamieszkać w Bretanii nie znając prawie słowa po francusku? Chodzi mi oczywiście o Marka Greensid'a i książkę Nie będę Francuzem (choćbym nie wiem jak się starał). Dlaczego wspominam o niej teraz? Bo wydawało mi się, że pewne rzeczy możliwe są tylko na prowincji. Jednak Stephen Clarke uświadomił mi, że się myliłam.

Paul West zostaje zatrudniony przez francuską firmę, żeby pomóc jej otworzyć sieć herbaciarni. W końcu kto zna się lepiej na herbacie niż Anglik? Paul jest młody i robi dynamiczną karierę. Roczny kontrakt w Paryżu ma się stać dla niego okazją do zebrania nowych doświadczeń. Nie spodziewa się tylko, że będą one aż tak nietypowe.

Angielski, którym próbują mówić współpracownicy Paula jest absolutnie cudowny. Zresztą francuski, który posługuje się sam bohater również. Podejrzewam, że Clarke włożył w usta swoich bohaterów "kwiatki", które udało mu się usłyszeć na ulicach Paryża, miasta w którym od lat mieszka i pracuje.
  
źródło
Jednak Merde! Rok w Paryżu to nie tylko lingwistyczny poprawiacz humoru. To także spojrzenie na Francję, a częściowo i na Anglię przez pryzmat stereotypów i wzajemnych, odwiecznych stosunków.

Przyzwyczajony do angielskiego porządku Paul, jest zaskoczony tym, że jedynym zajęciem jego podwładnych jest robienie spotkań organizacyjnych i dyskutowanie o drobiazgach. Tak samo nie jest w stanie on zrozumieć tego, że strajki we Francji to rzecz święta. Strajkuje każdy, a reszta społeczeństwa tylko kiwa ze zrozumieniem głową, nie dziwiąc się zamknięciu sklepów, nieposprzątanym ulicom czy niemożności dojechania do pracy. 

Zresztą wiele było rzeczy, które dziwiły głównego bohatera: od wykluczających się wzajemnie przepisów, poprzez nietypowość załatwiania sobie mieszkania, aż po fakt, że zakochani mogą się rozstać tylko dlatego, że mają inne poglądy na wojnę w Iraku. Przed wyjazdem do Paryża nie uwierzyłby na pewno w to, że wystarczy niewielka uwaga krytykująca politykę Chiraca, aby usłyszeć, że nienawidzi się Francuzów, jest się Anglosasem, barbarzyńcą i niecywilizowanym potomkiem wikingów.

źródło
Stephen Clarke stworzył zabawną powieść, która pozwala nam udać się do świata, gdzie tydzień pracy trwa 35 godzin, rok zaczyna się we wrześniu, a jeżeli nie skończysz projektu do końca kwietnia to prawdopodobnie nie skończysz go już nigdy. I gdzie ludzie żyją zdecydowanie mniej nerwowo.

Lubię takie książki, w których mogę podejrzeć inną kulturę czy sposób bycia. Szczególnie jeśli autor potrafi o nich opowiedzieć interesująco. A Clarke zdecydowanie potrafi. Merde! Rok w Paryżu nie pozwalało mi się od siebie oderwać. Z ogromnym zaciekawieniem czekałam na dalsze perypetie Paula i przyznam, że niejednokrotnie doprowadziły mnie one do śmiechu.

Dlatego też nikogo nie zdziwi chyba, że gorąco polecam twórczość Stephena Clarka i nie mogę się doczekać na spotkanie z kolejną jego książką.

2 komentarze:

  1. Jestem początkującym frankofilem, więc chętnie przeczytałabym tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako frankofil z kilkunastoletnim doświadczeniem polecam :)

      Usuń