sobota, 26 kwietnia 2014

Wyleczyć złamane serce. "Szczęście na widelcu. Powieść w pięciu daniach."

Znowu powracam do gatunku, który mogłabym nazwać "powieścią kuchenną". Dzięki Szczęściu na widelcu. Powieści w pięciu daniach będę się, po raz kolejny, obracać w kręgu włoskich potraw.

Tym razem historia zaczyna się od niewielkiej włoskiej restauracji znajdującej się w Nowym Jorku. Jej właścicielami (i szefami kuchni) jest młode małżeństwo. Jeszcze niedawno ramię w ramię pracowali w Grappie, teraz jednak uległo to zmianie. Mira odkrywa, że w czasie kiedy ona chodziła w ciąży i zajmowała się nowo narodzoną córeczką, jej mąż Jack, nawiązał romans z jedną z pracownic trattorii. Niestety prawda ta spada na nią dość brutalnie: nakrywa kochanków w swoim biurze. Jej żywiołowa reakcja zaprowadza ją przed sąd i na terapię, a ostatecznie zmusza do powrotu do rodzinnego Pittsburgha.

źródło
Tam wśród rodziny i starych/nowych przyjaciół Mira stara się poukładać swoje życie na nowo. Nie jest to łatwe gdyż wraz z rozwodem i utraceniem ukochanej restauracji kobieta utraciła również zapał do działania. Nagle, po raz pierwszy od lat, zostaje szefem kuchni jedynie w rodzinnym domu. Każdemu z etapów jej przemiany "patronuje" inne danie.

Tych, którzy nie przepadają za książkami o gotowaniu spieszę uspokoić, że samego przygotowania potraw nie ma w Szczęściu na widelcu zbyt dużo i na pewno nie dominuje ono nad fabułą. Zdecydowanie jest to przyjemna powieść obyczajowa z lekkim romansem w tle. 

źródło
Z lekkim dlatego, że Mira przeprowadzkę widzi jako stan tymczasowy i nie w głowie jej nowi mężczyźni. Skupia się za to na swojej córce i układaniu rodzinnego życia. Chociaż muszę przyznać, że wątkiem romansowym, choć niewielkim, udało się mnie autorce zirytować (?), zaskoczyć (?). W pewnym momencie poznajemy dwóch uroczych mężczyzn starających się o względy Miry. Po czym, nagle, jeden z nich znika ze stron książki. Jak kamfora. Miałam takie uczucie jakby autorka po prostu pisząc zapomniała o jednym z wątków i jednym z bohaterów.

Ale to zapomnienie to chyba największe potknięcie jakie znajdziecie w tej książce. Poza tym jest ona kolejną powieścią wciągająca czytelnika i pozwalającą na miłe spędzenie czasu. Dlatego też żałuję, że jest to jedyna powieść Meredith Mileti.

4 komentarze:

  1. Ze mną to jest coś nie halo, bo nie znoszę gotować, ale książki z motywem kulinarnym uwielbiam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam gotować, ale tylko teoretycznie :) Jakoś trudno mi się i rodzinę do nowych smaków przekonać (a ile razy można robić to samo?). Za to piekę na potęgę :)
      A bohaterom takich książek zazdroszczę nie tylko talentu, ale też dostępności składników.

      Usuń
  2. Od gotowania wolę pieczenie, ale co innego z czytaniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to, to! Pieczenie jest super :) Czytanie o jedzeniu też :)

      Usuń