sobota, 29 listopada 2014

Z Egiptu do Rzymu. "Córka Kleopatry"

Twórczość Michelle Moran odkryłam całkiem niedawno i natychmiast zrozumiałam, że będzie to kolejna, długotrwała przyjaźń. Dlatego też, wbrew moim normalnym wyborom, sięgnęłam po dwie książki, których akcja dzieje się w czasach starożytnych. Dziś jedynie o jednej z nich: Córce Kleopatry.

Akcja książki rozpoczyna się w momencie, gdy Oktawian dokonuje podboju Egiptu i wkracza do Aleksandrii. NIe widząc innego wyjścia Kleopatra i Marek Antoniusz popełniają samobójstwo zostawiając na pastwę zwycięzcy trójkę dzieci: sześcioletniego Ptolemeusza i dziesięcioletnie bliźnięta: Selenę i Aleksandra. Nieoczekiwanie Oktawian okazuje i łaskawość i zabiera ich ze sobą do Rzymu. Najmłodszy z rodzeństwa nie przeżywa podróży, lecz bliźnięta zostają honorowymi gości, czy też zakładnikami, dyktatora.

Życie, które przyjdzie im prowadzić jest z jednej strony bardzo komfortowe i wygodne, z drugiej jednak pełne niebezpieczeństw i dość samotne. W otoczeniu ludzi, którzy w swoich narodach byli ważnymi osobistościami, a po ich podboju przez Rzymian stali się sługami władcy, rodzeństwo balansuje na cienkiej granicy jaka odgradza króla od niewolnika.

źródło
To zagrożenie bardzo szybko odkrywa Selene. Od samego początku pozostaje ona nieufna w stosunku do nowych opiekunów i znajomych. Kiedy więc na Forum pojawia się tajemniczy człowiek żądający zwiększenia praw niewolników, dziewczyna przeprowadza niewielkie śledztwo. Jednocześnie, przyzwyczajona do tego, że w Egipcie jej płeć nie ma znaczenia i może robić wszystko to co brat, buntuje się ona przeciwko rzymskim konwenansom. Chce projektować świątynie i pałace, a nie prząść i szyć.

Oczywiście to Selene jest główną bohaterką Córki Kleopatry, a jednocześnie naszą narratorką i przewodniczką po Wiecznym Mieście. Przyznam, że trochę dziwnie oglądało mi się Rzym, którego jeszcze praktycznie, w dzisiejszym rozumieniu i kształcie, nie było (a opisy umieszczone przez Michelle Moran były bardzo plastyczne i powołujące miasto do życia). Mieliśmy okazję podejrzeć jak wyglądało życie w bogatych willach, jak wyglądały te domy i jak budowano Forum Romanum. 

źródło
Nie przepadam, za powieściami, których akcja osadzona jest w starożytności. Nie wiem czy przez te kilka lat pisania bloga przeczytałam choć jedną taką książkę (z przeczytanych wcześniej potrafię sobie przypomnieć jedynie Quo Vadis). Moja niechęć wynika częściowo z tego, że źródła z tego okresu są zdecydowanie skromniejsze przez co często dostajemy fikcję zabarwioną odrobiną prawda. A ja lubię jak jest odwrotnie. Poza tym, kiedy po lekturze Kochanic króla postanowiłam poczytać więcej o dziejach Tudorów miała do wyboru do koloru biografii, opracowań, czy nawet powieści. Jeśli chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o Selene, te możliwości byłyby zdecydowanie mniejsze.

Dodatkowo, zazwyczaj nie potrafiłam się zachwycić klimatem książek/filmów dziejących się w starożytności, ale Michelle Moran udało się przykuć moją uwagę. Powiem więcej, losy Selene i Aleksandra tak mnie wciągnęły, że nie mogłam się oderwać. W związku z czym uważam, że Córka Kleopatry zainteresuje nawet, takich jak ja, sceptyków.

Książkę zgłaszam do wyzwania: Grunt to okładka

poniedziałek, 24 listopada 2014

We Florenckim garnku. "Apetyt"

Gorące słońce, smaczne jedzenie, piękna Florencja, renesansowe Włochy i romantyczna historia miłosna- czegóż można chcieć więcej? A jednak, wbrew temu, że wszystkie te elementy w powieści znajdziemy, Apetyt nie okazał się książką idealną.

Nino Latini jest synem rzeźnika marzącym o dwóch rzeczach: miłości pięknej Tessiny i zostaniu sławnym kucharzem. Jedno i drugie marzenie wydaje mu się być nie do zrealizowania: Tessina zostaje wydana za starego bogacza, zaś sam Nino pracuje w zajeździe należącym do wuja, który pomiata nim na każdym kroku. Jednak pewnego dnia los się do niego uśmiecha. Talent chłopaka dostrzega sam Wawrzyniec Wspaniały i oferuje mu pracę w swojej kuchni. Młodzieniec dostaje się pod kuratelę srogiego Zohana, który funduje mu twardą szkołę życia. Docenia on jednak talent Nina i kiedy przenosi się do Rzymu proponuje mu wspólny wyjazd. Tam chłopak ma szansę gotować dla najsławniejszych osobistości tego okresu. Marzenia o Tessinie nie pozwalają mu się w pełni cieszyć swoim triumfem i skłonią go do szaleńczych zachowań.

źródło
Apetyt okazał się być powieścią bardzo nierówną. Sama nie jestem do końca przekonana czy mi się podobała czy nie. Wszystko to dlatego, że jej pozytywne cechy mieszały się z negatywnymi, a żadne nie przeważały szali.

Zacznijmy od plusów: Florencja i Rzym. Oba miast żyją, tętnią kolorami, zapachami. Florencja to spokojne miasteczko, według Nina miasto idealne, pozbawione wad. Gdzie nie czuć smrodu, i gdzie można zjeść najlepsze potrawy na świecie. Rzym z kolei to miasto dziwaków, pełne zbrodni i niebezpieczeństw. 

Drugim plusem są artyści, których spotykamy: młody Leonardo nie jedzący na uczcie prawie niczego, gdyż wszystko zawiera mięso, którego on nie jada; Botticielli wstawiający się za przyjacielem czy Filippo Lippi pewny siebie, lekko szalony i zachęcający Nina, aby ten podążał za głosem serca. Dodatkowo Philip Kazan pozwalał nam, oczami Nina, spojrzeć na wielkie dzieła powstające  tym czasie.

źródło
Z minusów na pierwszy plan wybijała się fabuła, która po prostu mnie irytowała. Nino co chwilę pakował się w jakieś, wręcz nieprawdopodobne, tarapaty, które przewracały jego życie do góry nogami. Układał je na nowo, a następnie znowu... Nie oczekuję od takich powieści, że będę podręcznikami życia w danych czasach czy książką ściśle historyczną, ale jakieś, choćby najmniejsze, pozory realności mogłyby utrzymywać. A Apetyt wywierał na mnie wrażenie historii złożonej w całość z kilku, osobno nawet ciekawych, niepasujących do siebie opowiastek. 

Wyjątkowo, wszak nie raz pisałam, że lubię książki, w których gotowanie jest jednym z głównych bohaterów, tym razem chwilami miałam przesyt tą tematyką. Może wynikało to z tego, że potraw przygotowywanych przez Nina raczej nie mam szans powtórzyć na własną rękę. Albo też dlatego, że znaczna część z nich nie wydawała się być apetyczna.

Philip Kazan stworzył powieść, którą czyta się bez zbytniego wysiłku, ale również bez zbytniego zaangażowania. Ja pozostaję na nią obojętna. Jakie wrażenie wywrze na Was musicie sprawdzić sami.

piątek, 21 listopada 2014

Śladami św. Kutberta. "Morderstwo w klasztorze"

Mam ostatnio szczęście do kryminałów z niewykorzystanym potencjałem. Morderstwo w klasztorze też się niestety do nich zalicza. Czytając notkę od wydawcy miałam nadzieję na coś w stylu współczesnego Imienia róży. Dostałam ponad 500 stron (i to sporego formatu) przegadanej powieści aspirującej do miana tajemniczej.

W klasztorze w Yorkshire zostaje popełnione morderstwo. Jego ofiarą pada starszy zakonnik. Chwilę wcześniej rozmawiał on z młodą Amerykanką, Felicity i podarował jej tajemniczy notes. Od tego momentu Felicity znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Dlatego też opat decyduje się wysłać ją na poszukiwanie rozwiązania zagadki i wyjaśnienie szyfru Dominica. Jako towarzysza wyznacza jej wykładowcę historii, brata Antony'ego. Śladem starszego zakonnika przemierzają oni północną Anglię i Szkocję odwiedzając miejsca związane ze św. Kutbertem i jego kultem i tropiąc tajemnicze towarzystwo chroniące skarb świętego.

źródło
Akcja snuje się dość ociężale i powoli. Bohaterowie przemieszczają się od jednej miejscowości do drugiej i zaraz po przyjeździe udają się do klasztoru/muzeum/biblioteki gdzie Anthony wygłasza Felicity wykład z historii życia Kutberta, rozłamów w angielskim chrześcijaństwie, czasów najazdów wikingów czy poglądów Bedy Czcigodnego. Dużo, długich wykładów.

Sama historia opowiadana przez Anthony'ego jest dość ciekawa (a u mnie dodatkowo przywoływała wspomnienia sagi Wojny wikingów), ale było jej zdecydowanie za dużo, jak na powieść kryminalną. Zanim przebrnęłam przez kolejny wykład to wydarzenia współczesne stawały się odległe, mało znaczące i zamazane.

Dodatkowo cała fabuła jest dość przewidywalna. Dość szybko domyślamy się kto będzie "tym złym", może ciut trudniej jest rozpoznać "tego dobrego", ale tak naprawdę on nie ma znaczenia. Przez te 500 stron nie czułam się zaskoczona czy przestraszona. Wszystko było bardzo poprawne, układne. Morderstwo w klasztorze to jedna z tych książek, które czyta się bez zbytniego zaangażowania, ale też bez zbytniego trudu.

źródło
Mimo wszystko, Donna Fletcher Crow na tyle sprawnie posługuje się językiem, że czytanie powieści nie jest nieprzyjemne. Sama forma, podobnie jak treść, jest poprawna, układna i niezbyt porywająca. 

W momencie kiedy mamy do czynienia z tak ogromną ilością świetnych kryminałów (o jednym z nich już niedługo napiszę) uważam, że szkoda tracić czas na czytanie tych, które są tylko poprawne. Dlatego też Morderstwo w klasztorze nie znajdzie się wśród polecanych przeze mnie książek. 

poniedziałek, 17 listopada 2014

Lek na całe zło. "Dieta miłośniczek czekolady"

Nie czytajcie tej książki jeśli jesteście na diecie! Zdecydowanie nie da się z nią zaprzyjaźniać nie podjadając jednocześnie czekolady.

Fabuła książki jest banalnie prosta. Oparta na podstawie znanego wszystkim miłośniczkom kobiecych powieści schematu: cztery przyjaciółki, których życie toczy się różnym rytmem, a które mimo tego są nierozłączne i zawsze mogą na siebie liczyć. Lucy jest tymczasowo w związku na odległość ze swoim szefem; Autumn pochodzi z bogatej, białej rodziny zaś jej chłopak jest czarnym pracownikiem socjalnym; Nadia i Chantal mają kłopoty w małżeństwach- mąż Nadii jest hazardzistą, zaś Chantal cierpi z powodu braku czułości. Obie wyprowadziły się z domów i zamieszkały razem. 

Pozornie ich problemy są całkiem inne, ale tak naprawdę sprowadzają się do jednego: facetów. I oczywiście czekolady. Ona występuje  tej powieści w każdej możliwej formie: tabliczek, pralinek, cukierków, ciastek, ciast i deserów. Wylewa się z każdej strony i od koniec lektury czułam się absolutnie zasłodzona. Niestety poczucie "nigdy więcej czekolady" trwało krótko.

źródło
Dieta miłośniczek czekolady to powieść lekko szalona, bardzo zakręcona, czasem zabawna a czasem smutna i nostalgiczna. Jest to druga powieść Carole Matthews, którą miałam okazję czytać. Pierwsza, Z tobą lub bez ciebie nie zachwyciła mnie za bardzo. Tym razem było lepiej.

Bohaterki to kobiety barwne, pełne pasji i charakteru. Żadna z nich nie jest przezroczysta czy nijaka. Bywają zagubione, zaniepokojone, smutne, rozbawione i zakochane. Przy tym zawsze pozostają sobą i mogą liczyć na pomoc przyjaciółek.

Oczywiście Dieta miłośniczek czekolady nie jest powieścią skomplikowaną i złożoną. Jednak nie nudziła mnie nawet przez chwilę i niejednokrotnie zaskakiwała obrotem spraw. Polecam tę książkę wszystkim, którzy pragną lekkiej, pełnej słodkości powieści.

środa, 12 listopada 2014

Walcząc z przeznaczeniem. "Wybory"

Ostatnimi czasy żadna książka nie była dla mnie tak przyjemny zaskoczeniem jak właśnie Wybory. Jej autorka udowodniła mi, że z bardzo prozaicznego tematu da się zrobić tak klimatyczną historię.

Nowy Orlean, początek lat 50. Josie Moraine wychowywana jest przez matkę- prostytutkę. Miano "córki kurwy" towarzyszyło jej przez całe życie. Z tego powodu siedemnastoletnia Josie nie zdecydowała się na naukę w lokalnym collegu, gdzie musiałaby znosić drwiny wszystko o niej wiedzących koleżanek. Zamiast tego wybrała pracę. W dzień, wraz ze swoim przyjacielem Patrickiem, prowadzi księgarnię, rankami sprząta burdel, w którym pracuje jej matka. 

W ogóle matka Josie to temat na osobną opowieść- nieodpowiedzialna, egoistyczna kobieta, która przynosi córce tylko cierpienia i kłopoty. Nawet kiedy znajduje się tysiące kilometrów od niej. Dlatego też jej obowiązki przejęła, w pewnym sensie, Willie- burdelmama i prawdziwa kobieta interesów. Twardą ręką trzyma ona swoje "dziewczynki", wie o wszystkim co dzieje się w Nowym Orleanie i potrafi wyciągnąć z tego dla siebie korzyść, a Josie darzy szorstką miłością. I prawdopodobnie dziewczyna poprzestałaby na dotychczasowym życiu gdyby w drzwiach księgarni nie stanęło dwoje klientów: bogaty mężczyzna pytający ją gdzie studiuje i równie bogata dziewczyna, zachwalająca college Smiths'a, okazująca Josie wiele przyjaznych uczuć i obiecująca otoczyć ją opieką jeśli zdecyduje się tam studiować. Josie staje więc przed trudnymi wyborami, które dodatkowo skomplikuje morderstwo, kradzież, śmierć i miłość.

źródło
Każda stronica Wyborów pulsuje zakazaną miłością, gorącym powietrzem i muzyką. Z każdej wychodzi do nas Nowy Orlean z połowy wieku. Miasto tajemnicze, pełne wdzięku i nietuzinkowych postaci. Tam przestępcy chodzą w garniturach, burdelmama ma własnego szofera, a matka bez wyrzutów sumienia okrada córkę. Ruta Sepetys tak zaczarowała swoją powieść, że przez te kilka godzin kiedy ją czytałam, chodziłam wraz z Josie po ulicach miasta. Poznawałam przy tym jego dobre i złe strony.

Wybory miały być kolejną lekką powieścią, a stały się książką od której nie mogłam się oderwać. Pełną emocji, poplątanych ludzkich losów i niespodzianek. Taką, której bohaterów chciałoby się spotkać i zobaczyć więcej niż tylko ten wielki wycinek ich życia. Jeśli więc chcecie poczuć magię Nowego Orleanu, to zdecydowanie powinniście sięgnąć po tę książkę.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Stos na pożegnanie

Absolutnie nie z blogiem! Wręcz przeciwnie, na bloga, jak córka marnotrawna, wracam. Udało mi się ogarnąć nowe zajęcia i nową szkołę, powinnam mieć więc więcej czasu. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Niestety za to żegnam się z moją ulubioną biblioteką. Choć będę jeszcze kombinowała jak to zmienić. Ostatnio jak szalona wymieniałam w niej książki. Czeka więc na napisanie/dokończenie/opublikowanie prawie 10 recenzji.
Czego możecie się w najbliższym czasie spodziewać? Już pokazuję


  1. Sheramy Bundrick, Słoneczniki
  2. Philip Kazan, Apetyt
  3. Rachel Hore, Pod nocnym niebem
  4.  Michelle Moran, Nefertitti
  5. Jill Mansell, Spacer w parku 
  6. Liane Moriarty, A teraz śpij
  7. Julie Powell, Julie & Julia
  8. S. J. Bolton, Ulubione rzeczy
  9. Michelle Moran, Córka Kleopatry
Spieszę również nadrabiać zaległości w wyzwaniu. Wszystkich zaniedbanych czytaczy literatury "nie-pięknej", przepraszam.

środa, 5 listopada 2014

Różne stadia miłości. "Suknia ślubna"

Rachel Hauck poznałam niedawno, czytając Był sobie książę. Co prawda miałam drobne zastrzeżenia do tej książki, ale przypadła mi do gustu na tyle, że bez wahania sięgnęłam po kolejną powieść autorki.

Tym razem głównym bohaterem książki jest przedmiot, tytułowa Suknia ślubna. Całkiem przypadkowo trafia ona w ręce Charlotte, właścicielki salonu właśnie z sukniami ślubnymi. Jeszcze kilka dni wcześniej niespodziewany podarek sprawiłby jej ogromną radość. Suknia jest piękna i Charlotte chętnie włożyłaby ją na swój ślub. Teraz jednak zaręczyny zostały zerwane, ślub odwołany, a dziewczyna stara się zorganizować swoje życie od nowa. Suknia tylko przywołuje wspomnienia więc Charlotte postanawia znaleźć dla niej pannę młodą. Wcześniej jednak rozpoczyna poszukiwania poprzednich właścicielek. 

My jedną poznajemy dużo wcześniej niż Charlotte. Jednocześnie ze współczesną historią Rachel Hauck opowiada nam inną, o 100 lat wcześniejszą. Historię pięknej i pochodzącej z dobrego domu Emily, która przygotowuje się do ślubu z najbogatszym i najbardziej pożądanym kawalerem w mieście. Tylko że Emily nie jest przekonana, że to właśnie jego kocha. Wie za to na pewno, że nie pójdzie do ołtarza w sukni uszytej przez miejscową "projektantkę" z usług której korzystają całe wyższe sfery. Nie interesują jej falbany, draperie, kilogramy materiały i metry trenu. Chce czegoś prostego, eleganckiego i piękne, a to może jej dać tylko jedna osoba. Niestety skorzystanie z jej usług wiąże się z ogromnym skandalem. Wybrana przez nią krawcowa jest...czarnoskóra, a w sferach, w których Emily się obraca jest to chyba najgorsza z możliwych wad.

źródło
Pojawiają się jeszcze dwie inne historie: Hillary i Mary Grace, kolejnych panien młodych, które brały ślub w tajemniczej sukni, pojawiającej się zawsze w odpowiednim momencie i pasującej na każdą z nich. Wszystkie te kobiety łączy pewna magia związana z suknią. Wszystkie one, oprócz nieżyjącej Emily, zaprzyjaźniają się ze sobą.

Suknia ślubna to powieść z jednej strony ckliwa i pełna romantyzmu, z drugiej dotykająca trudnych tematów: biedy, osamotnienia, rasizmu czy traktowania kobiety jedynie jako ozdoby domu. Przy tym wszystkim nie miałam poczucia, że autorka mnie umoralnia czy wskazuje jedyną słuszną drogę. Nie, ona nam pokazuje różne ludzkie losy i sprawia, że zaczynamy się zastanawiać czy do ślubu dojdzie i jak znaleźć prawdziwą miłość.

Ale żeby nie było, że Suknia ślubna to powieść na skroś sentymentalna to miała również zabawne momenty. Do moich ulubionych należały sceny, kiedy Charlotte zabierała manekina z suknią do salonu, żeby dotrzymał jej towarzystwa, a następnie z nim rozmawiała i razem oglądali telewizję.

Poprzednio zwracałam uwagę na religijną wymowę książki. Suknia ślubna jest pod tym względem bardziej wyważona, choć i w niej odwołania do wiary i Boga się znajdują. Jednak tym razem nie czułam, że powieść stara się mnie umoralnić czy nawrócić.

Suknia ślubna to piękna opowieść o miłości. Snuta zarówno przez małżonka z wieloletnim stażem, dziewczynę, która nie wie komu oddać serce, jak i porzuconą młodą kobietę odkrywającą miłość na nowo. Jest to przyjemna lektura, godna polecenia.